Tytuł mojego dwuczęściowego artykułu może sprawić, że będziesz oczekiwał dyskusji na temat tego, jak prowadzić osobistą ewangelizację. Mam nadzieję, że z tych artykułów wyniesiecie jakieś pomysły dotyczące pracy osobistej, ale nie jest to moim głównym celem. Zamiast tego chcę omówić, jak teologia Darmowej Łaski powinna wpływać na sposób, w jaki przedstawiamy ewangelię, czy to jednostkom, czy grupom osób.
Niemniej jednak, zanim zajmę się moim tematem, pozwólcie mi powiedzieć następującą rzecz. Naprawdę lubię rozmawiać z ludźmi o ich wiecznym zbawieniu. Przez lata czyniłem to z wieloma, wieloma osobami.
Bliski przyjaciel pracuje ze mną w moim biurze. Kiedy spotkałem go po raz pierwszy, nie rozumiał drogi zbawienia. Ale w ciągu kilku lat, po wielu rozmowach na ten temat, stał się wierzącym. Rozumie, że zbawienie jest całkowicie darmowe, mimo że większość ludzi, których zna, tego nie rozumie. Zbawienie tego przyjaciela jest jednym z najbardziej cenionych rezultatów moich lat służby dla Chrystusa. To ogromna radość wiedzieć, że nasza przyjaźń będzie trwała wiecznie w królestwie Bożym.
W tym, co wypowiadam, chodzi mi o następującą kwestię. Jestem nauczycielem [Biblii] z powodu [otrzymanego] daru duchowego. Ale praca ewangelisty sprawia mi tyle samo, a nawet więcej przyjemności, niż nauczanie. Tak więc, gdy omówię dzisiaj wprowadzanie dobrej teologii do naszego duszpasterstwa, to będę mówił o najważniejszej kwestii. Staram się również bardzo mocno praktykować to, co wam dzisiaj będę przedstawiał!
Pytanie, które stawiam, jest proste: Czy pozwalamy na to, aby solidna teologia Darmowej Łaski właściwie wpływała na sposób głoszenia i dzielenia się ewangelią naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa?
Proponuję zająć się tym pytaniem pod dwoma nagłówkami: (1) Treść naszego przesłania oraz (2) Nasze zaproszenie do odpowiedzi na nie. Pierwszy z tych tematów rozważę w tym artykule, a drugi – w drugiej jego części
I. Scenariusz bezludnej wyspy
Pozwól, że zacznę od dziwnego scenariusza. Spróbujcie sobie wyobrazić niezbawioną osobę, która została uwięziona na maleńkiej, niezamieszkanej wyspie na środku Oceanu Spokojnego. Nigdy w życiu nie słyszała ona o chrześcijaństwie. Pewnego dnia fala wyrzuca na plażę fragment papieru. Jest on mokry, ale wciąż częściowo czytelny.
Na tym papierze znajdują się słowa Jana 6:43-471. Ale jedyne możliwe do odczytania fragmenty to: „Wtedy Jezus im odpowiedział” (w. 43) oraz „Zaprawdę, powiadam wam: Kto wierzy we Mnie, ma życie wieczne” (w. 47).
Załóżmy teraz, że nasz niezbawiony człowiek w jakiś sposób przekonał się co do tego, że ta osoba zwana Jezusem może zagwarantować mu wieczną przyszłość, ponieważ obiecuje życie wieczne. Innymi słowy, wierzy on w słowa Jezusa z Ewangelii Jana 6:47. Czy jest on zbawiony?
Podejrzewam, że istnieją tacy zwolennicy teologii Darmowej Łaski, którzy powiedzieliby, że ten człowiek nie jest zbawiony, bo nie wie wystarczająco dużo. Na przykład nie wie, że Jezus umarł za jego grzechy na krzyżu i zmartwychwstał trzeciego dnia. Nie trzeba dodawać, że nie wie też wielu innych rzeczy, takich jak nauka o Trójcy Świętej, o wiecznym synostwie Jezusa czy nauka o dziewiczym narodzeniu.
Dlaczego jednak nie miałby być zbawiony, skoro uwierzył obietnicy zawartej w słowach Jezusa? To właśnie zdolność Jezusa do zagwarantowania życia wiecznego czyni Go Chrystusem w Jana ewangelisty znaczeniu tego terminu. Wymiana zdań naszego Pana z Martą w Ewangelii Jana 11:25-27 pokazuje to wyraźnie.
Przypominasz sobie o tym, nieprawdaż? „I powiedział do niej Jezus: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, będzie żył. *A każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nigdy nie umrze. Czy wierzysz w to?” (J 11:25-26). Jej odpowiedź jest deklaracją tego, że wierzy, iż On jest Chrystusem. Marta odpowiedziała: „ … Tak, Panie. Ja uwierzyłam, że ty jesteś Chrystusem, Synem Bożym, który miał przyjść na świat. (J 11:27).
Zauważ, że uwierzyć, iż Jezus jest Chrystusem, oznacza uwierzyć, że gwarantuje On każdemu wierzącemu zmartwychwstanie i życie wieczne. Ale teraz spójrzmy na Ewangelię Jana 4. W tym słynnym fragmencie mamy Samarytan mówiących do kobiety, która spotkała Jezusa: „… Wierzymy już nie z powodu twojego opowiadania. Sami bowiem słyszeliśmy i wiemy, że to jest prawdziwie Zbawiciel świata, Chrystus. (J 4:42).
Zauważmy, że wspólnym mianownikiem dla obu fragmentów jest termin „Chrystus”. Na ustach Marty jest On „Chrystusem, Synem Bożym”, a na ustach Samarytan jest On „Chrystusem, Zbawicielem świata”. Nie jest to różnica przypadkowa czy nieistotna.
W żydowskim proroctwie i teologii obiecany Chrystus był także Synem Bożym – czyli miał być osobą boską. Przypomnijmy sobie słowa Izajasza: „Dziecko bowiem narodziło się nam, syn został nam dany… a nazwą go imieniem: Cudowny, Doradca, Bóg Mocny, Ojciec Wieczności, Książę Pokoju;” (9:6). Ale w teologii samarytańskiej Mesjasz był uważany za proroka, a kobieta przy studni jest doprowadzona do wiary dzięki proroczej zdolności naszego Pana do rozpoznania jej życia. Jej słowa: „Panie, widzę, że jesteś prorokiem” (4:19) są pierwszym krokiem w kierunku uznania Go za Chrystusa. Nie ma poszlak na to, że ona lub inni Samarytanie rozumieli bóstwo naszego Pana.
Ale uwierzyli, że jest Chrystusem. A Jan w swoim pierwszym liście mówi nam, że „kto wierzy, że Jezus jest Chrystusem, narodził się z Boga” (5:1)! Kompletna teologia odnośnie Jego osoby nie jest konieczna do zbawienia. Jeśli wierzymy, że Jezus jest Tym, który gwarantuje nasze wieczne przeznaczenie, to uwierzyliśmy we wszystko, w co absolutnie musimy uwierzyć, aby zostać zbawionym.
Wiele lat temu, jako student Seminarium Teologicznego w Dallas, zmywałem naczynia w jadalni, aby zapłacić za swoje posiłki. Często po skończeniu tego obowiązku kręciłem się w pobliżu i rozmawiałem o teologii z innym studentem, który co wieczór zamiatał kuchnię. Pewnej nocy ten student powiedział mi coś, czego nigdy nie zapomniałem. Powiedział coś takiego: „Wiem, że zaufałem Chrystusowi dla zbawienia, zanim zrozumiałem, że Jezus jest Synem Bożym”. Byłem zaskoczony, ponieważ nigdy wcześniej nie słyszałem, aby ktoś coś takiego powiedział.
Ale nie kłóciłem się o to stwierdzenie wtedy, ani nie kłóciłbym się o nie teraz. To imię Jezusa przynosi zbawienie, kiedy ktokolwiek uwierzy w to imię jako swoją pewną nadzieję na wieczne dobro. Nie jesteśmy zbawieni przez wiarę w szereg teologicznych tez, niezależnie od tego, jak bardzo są one prawdziwe i ważne. Jesteśmy zbawieni przez wiarę w Jezusa.
To dlatego człowiek na bezludnej wyspie może zostać zbawiony mając tylko minimum informacji. Kiedy uwierzy w Jana 6:47, wierzy w Jezusa jako Chrystusa.
II. A co z Krzyżem?
Ale co z krzyżem Chrystusa? Czy wiedza o tym nie jest niezbędna człowiekowi, aby mógł być zbawiony?
To prowadzi do pytania o jedenastu apostołów, którzy uwierzyli w Jezusa przed Jego śmiercią. Czy rozumieli krzyż lub znaczenie Jego śmierci? Czy rozumieli konieczność Jego zmartwychwstania? Oczywiście że nie, co doskonale pokazuje Ewangelia Jana 20:9.
Na pewno przypominacie sobie ten tekst z Pisma Świętego. Opowiadając o tym, jak bezimienny uczeń doszedł do przekonania, że Jezus zmartwychwstał, mówi się o Piotrze i o nim samym, że „jeszcze bowiem nie rozumieli Pisma, że miał zmartwychwstać.” Jedenastu uczniów uwierzyło w Jezusa na długo zanim zrozumieli, że musi On umrzeć za ich grzechy i zmartwychwstać. Jak to dobitnie mówi Piotr w Ewangelii Jana 6,68-69: „I odpowiedział mu Szymon Piotr: Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. *A my uwierzyliśmy i poznaliśmy, że ty jesteś Chrystusem, Synem Boga żywego.” (UBG)
Uczniowie Jezusa zostali zbawieni bez posiadania wiedzy o śmierci i zmartwychwstaniu ich Mistrza. Jednak niektórzy dziś powiedzieliby: „Ale teraz jest inaczej, skoro wydarzenie na krzyżu jest za nami. Teraz musimy wierzyć również w to”. Czy rzeczywiście musimy? Skąd pochodzi taka myśl? Z pewnością nie z Ewangelii Jana.
Zastanówmy się chwilę. Wydarzenia opisane w Ewangelii Jana miały miejsce przed krzyżem. Jednak cała księga została napisana po tym fakcie. Moim zdaniem została napisana przed 70 rokiem po Chrystusie, ale jeśli preferujemy późniejszą datę w latach 80-tych, wtedy moja uwaga będzie jeszcze pełniejsza mocy. W czasie, gdy ewangelia ta była pisana, wydarzenie na krzyżu leżało już wiele lat w przeszłości i jeśli wiara w dzieło krzyża była już wtedy konieczna do zbawienia, ewangelista Jan zdecydowanie wywiera na nas złe wrażenie podkreślając sposób, w jaki krzyż wprawił w osłupienie nawet Jego najbardziej zażyłych uczniów.
Pozwól, że ujmę to w ten sposób. Ewangelia Jana jest jedyną księgą w naszym kanonie Nowego Testamentu, która wyraźnie deklaruje, że jej celem jest ewangelizacja. Oczywiście mam na myśli słynne stwierdzenie tematyczne znajdujące się w Ewangelii Jana 20:30-31 gdzie czytamy: „I wiele innych cudów uczynił Jezus na oczach swoich uczniów, które nie są napisane w tej księdze. *Lecz te są napisane, abyście wierzyli, że Jezus jest Chrystusem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w jego imieniu.” (UBG)
To stwierdzenie nie potwierdza konieczności wiary w zastępcze zadośćuczynienie/przebłaganie naszego Pana. Jeśli w czasie pisania Ewangelii Jana było rzeczywiście koniecznością, aby uwierzyć w to, to byłoby nie tylko prostym, ale wręcz istotnym, aby o tym powiedzieć.
Z racji tego, że kluczowe postacie w narracji Jana uwierzyły w Jezusa zanim zrozumiały Jego odkupieńczą śmierć i zmartwychwstanie, byłoby jeszcze bardziej istotnym, aby Jan przedstawił to, że treść wiary uległa zmianie. Ale oczywiście tego nie czyni. Prosty fakt jest taki, że cała Czwarta Ewangelia ma na celu pokazanie, że jej czytelnicy mogą zostać zbawieni w taki sam sposób, jak ludzie, którzy zostali zbawiani w narracji przedstawionej przez Jana. Mówienie czegokolwiek innego niż to jest akceptacją fałszu. Jest to błędne przypuszczenie, że Czwarta Ewangelia przedstawia warunki zbawienia w sposób niepełny i nieadekwatny. Mam szczerą nadzieję, że żaden zwolennik Darmowej Łaski nie chciałby utknąć na takim stanowisku.
Pozwolę sobie powtórzyć. Ani wprost, ani pośrednio Ewangelia Jana nie uczy, że człowiek musi zrozumieć krzyż, aby być zbawionym. Po prostu tego nie uczy. Jeśli twierdzimy, że tak jest, to wczytujemy coś w tekst, a nie odczytujemy coś z niego!
O co mi chodzi? Że nie powinniśmy głosić ludziom krzyża Chrystusa? Wcale nie. Nieco później wyraźnie zaznaczę, że uważam, że powinniśmy. Zamiast tego twierdzę, że musimy skupić się na kluczowej kwestii w doprowadzaniu mężczyzn i kobiet do wiary i życia wiecznego. Co jest tą kluczową kwestią?
To bardzo proste: Chcemy, aby ludzie uwierzyli, że Jezus gwarantuje im wieczne przeznaczenie. Oczywiście chcielibyśmy, aby uwierzyli w dużo więcej, ale przynajmniej w to trzeba uwierzyć. Brak jasnego określenia naszego celu w ewangelizacji może mieć negatywny lub utrudniający wpływ na nasze wysiłki w prowadzeniu ludzi do prostej wiary w Chrystusa.
III. Uzupełnianie Ewangelii
Większość z nas ubolewa nad wysiłkami podejmowanymi przez zwolenników „zbawienia panującego Pana” [Lordship Salvation]2 starających się dodać dalsze zastrzeżenia do przesłania wiary w Chrystusa. Według nich prawdziwa wiara nie zaistniała, jeśli nie towarzyszy jej oddanie swego życia Bogu lub zobowiązanie się do życia dla Boga. Słusznie odrzucamy takie zamysły.
Jednak w naszych własnych kręgach istnieje tendencja do dodawania informacji teologicznych do naszego przesłania wiary. Niektórzy uważają nawet, że wiara w narodziny z dziewicy jest niezbędna do zbawienia, a w przypadku jej braku nie są gotowi uznać, że dana osoba jest zbawiona. Czynią tak pomimo faktu, że Ewangelia Jana nie podejmuje żadnego wysiłku, aby przedstawić tę doktrynę. W rzeczywistości, w Ewangelii Jana 1:45, Filip oznajmia Natanaelowi, że znalazł Mesjasza i określa Go jako „Jezusa z Nazaretu, syna Józefa”. Jan nie zadaje sobie trudu, aby to wyjaśnić, ponieważ w każdym razie Jezus był prawnie synem Józefa. Ale bez wątpienia Filip myślał o Jezusie jako naturalnie urodzonym synu Józefa i Marii.
Właśnie skończyłem też wskazywać na to, że uczniowie, którzy uwierzyli w Jezusa, nie rozumieli znaczenia ani konieczności Jego śmierci i zmartwychwstania, zgodnie z Ewangelią Jana 20:9. I to pomimo tego, że Jan Chrzciciel ogłosił Go jako „Baranka Bożego, który gładzi grzech świata” (1:29). Jeżeli wymagamy od kogoś zrozumienia tych prawd, aby wiara w Chrystusa była ważna, to oczywiście wymagamy więcej niż wymaga tego Ewangelia Jana.
Pozwólcie, że wyrażę się w następujący sposób: Wszystkie formy ewangelii, które wymagają większej treści odnośnie wiary w Chrystusa niż wymaga tego Ewangelia Jana, są wadliwe. Ewangelizacja oparta na takich założeniach również będzie wadliwa, ponieważ będziemy kuszeni tym, by sprawdzać wyznania wiary pod kątem doktryn, w które naszym zdaniem należy wierzyć. Zamiast tego powinniśmy skupić się na tym, czy dana osoba wierzy, że Jezus dał jej życie wieczne.
Ewangelizacja ma więc na celu doprowadzenie mężczyzn i kobiet do tego miejsca, w którym uwierzą, że Jezus gwarantuje im wieczne przeznaczenie. Jeśli dana osoba to uczyni, a my nalegamy na więcej, będziemy winni tego, że staramy się unieważnić proste wyrażenie wiary, które naprawdę przynosi zbawienie.
Nawet w ruchu Darmowej Łaski panuje wielka pokusa, aby uczynić ewangelię bardziej skomplikowaną, niż czyni to Bóg. Trudno nam uwierzyć, że człowiek, który w dużej mierze nie zna teologii ewangelikalnej, a mimo to szczerze ufa Chrystusowi odnośnie swojego wiecznego dobra, jest naprawdę zbawiony. Mamy wszelkie powody do tego, by być zakłopotani tą tendencją z naszej strony.
Według apostoła Pawła, Bóg jest „usprawiedliwiającym tego, kto wierzy w Jezusa” (Rz 3:26). Co więcej, to właśnie „na imię Jezusa” zegnie się „wszelkie kolano na niebie, na ziemi i pod ziemią” i każdy „język wyzna” Jezusa Chrystusa (Flp 2:10-11). Imię Jezusa jest zatem potężnym i wywyższonym imieniem, w porównaniu z którym wszystkie inne imiona w naszym wieku lub w jakimkolwiek innym wieku są podrzędne i słabe. Nikt nigdy nie zaufał temu imieniu dla swojego wiecznego dobra, kto nie został przez to [rzeczywiście] zbawiony. I jest to prawdą, bez względu na to, jak mało mógł wiedzieć o Tym, którego to imię reprezentuje.
Myślę, że potrzebujemy wznowionego nacisku na moc imienia Jezusa. Jak oświadcza Piotr w Dziejach Apostolskich 4:12: „I nie ma w nikim innym zbawienia. Nie ma bowiem pod niebem żadnego innego imienia danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni.” Jeśli istnieje jeden znamienny fakt dotyczący głoszenia ewangelii w obecnym wieku, to jest nim to, że Bóg zbawia wszystkich, ale tylko tych, którzy wierzą w to imię w celu otrzymania wiecznego zbawienia.
Innym sposobem wyrażenia tego jest to, że imię Jezusa jest jedyną drogą do Boga. „Nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przez Niego” (J 14:6). Oczywiście eliminuje to zamysł, że poganin, który nigdy nie słyszał imienia Jezusa, może zostać zbawiony przez wiarę w coś takiego jak światło stworzenia. Dlatego właśnie musimy zawsze mieć misjonarzy i świadków zbawczej mocy imienia Jezusa. Bez imienia Jezusa nie ma zbawienia dla nikogo w żadnym miejscu naszego świata.
Ale druga strona medalu jest taka: Każdy, kto wierzy w to imię dla wiecznego zbawienia, jest zbawiony, niezależnie od znaczących luk lub wad własnej teologii w innych aspektach. Innym sposobem powiedzenia tej samej rzeczy jest następujący: Nikt, kto kiedykolwiek zaufał temu imieniu, został zawiedziony.
Innymi słowy, Bóg nie mówi ludziom: „Zaufaliście imieniu mojego Syna, ale nie uwierzyliście w Jego dziewicze narodziny, ani w Jego zastępcze zadośćuczynienie, ani w Jego cielesne zmartwychwstanie, więc wasza wiara nie jest ważna.” My tak mawiamy, ale Słowo Boże tego nie robi.
Przypuśćmy, że jestem w głębokich kłopotach finansowych i pewien nieznajomy, powiedzmy Sam, mówi mi, że wyciągnie mnie z kłopotów, jeśli tylko mu zaufam. Być może Sam wydaje mi się wiarygodną i uczciwą osobą i jestem przekonany, że może i zrobi to, co mówi. Tak więc zostawiam sprawę w jego rękach i rzeczywiście on przychodzi i ratuje mnie z mojego finansowego problemu za pomocą hojnego zastrzyku gotówki. Czy wierzyłem w niego? Oczywiście.
Ale załóżmy, że po tym jak mu zaufałem, dowiedziałem się, że jest on prezesem korporacji i multimilionerem. Czy on później wróciłby do mnie i powiedział: „Cóż, nie wiedziałeś o mnie wystarczająco dużo, kiedy mi zaufałeś, więc obawiam się, że nie mogę ci pomóc. Nasza umowa jest anulowana”?
Mam nadzieję, że zuważasz, iż ta ilustracja byłaby absurdalnym sposobem działania tego prezesa korporacji. Jeśli prosi o moją wiarę w niego, a ja mu ją daję, dlaczego miałby on zaprzeczać rzeczywistości tej wiary na podstawie mojej niewiedzy o jego ogromnych zasobach? Z drugiej strony, czyż nie jest prawdą, że wiedząc o tych rzeczach z góry, byłoby o wiele łatwiej zaufać mu, że w ogóle mi pomoże? Za chwilę powiem o tym więcej.
Wystarczy jednak powiedzieć, że Jezus nigdy nie zawiedzie nikogo, kto zaufa Mu w sprawie wiecznego zbawienia. Nikt na ziemi nie posiądzie więcej niż podstawowe zrozumienie osoby i dzieła naszego Zbawiciela. Ale jeśli wiem, że mogę uwierzyć w Niego w kwestii zbawienia, a wierzę, to On jest zbyt wielki, by mnie zawieść. To właśnie to przekonanie powinno nas uzbroić do działalności dzielenia się ewangelią z ludźmi.
W ostatecznym rozrachunku zatem, zbawienie jest wynikiem wiary w Jezusa, które to On zapewnia. Zbawienie nie jest wynikiem wyrażenia zgody na szczegółowe wyznanie wiary. Zbawienie nie wymaga nawet zrozumienia, jak zostało ono zapewnione lub umożliwione. Wszystko, czego wymaga, to aby grzesznik zrozumiał, że imię Jezusa jest wystarczające, aby zagwarantować wieczne dobro każdemu wierzącemu. Dzięki Bogu, zbawienie jest tak cudownie proste!
IV. Poselstwo Krzyża
Czy w świetle tego, co właśnie powiedzieliśmy, powinniśmy głosić krzyż Chrystusa? Odpowiedź na to pytanie brzmi zdecydowanie „Tak”. A najbardziej oczywistym powodem, by to robić, jest to, że tak właśnie robił Paweł i inni Apostołowie.
Zgodnie z oświadczeniem samego Pawła, kiedy przybył do Koryntu, aby głosić Ewangelię, postanowił „bowiem nie znać wśród” nich „ niczego innego, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego.” (1Kor 2,2). W dalszej części listu Paweł opisuje swoją ewangelię jako tę, która głosi, „… że Chrystus umarł za nasze grzechy, zgodnie z Pismem; *Że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem;” (15:3-4).
Nie muszę chyba mówić, że greckie słowo na „ewangelię” („euangelion”), jak również czasownik „głosić ewangelię” („euangelizo”) są słowami często występującymi u Pawła. Piotr również używa tych słów w sumie 4 razy w swoim pierwszym liście. Łukasz używa czasownika wiele razy w swej ewangelii i w Dziejach Apostolskich, rzeczownika dwa razy w Dziejach Apostolskich. Mateusz i Marek używają obydwóch tych słów.
Jesteście gotowi na to? Jan nigdy nie używa żadnego z tych słów w swojej ewangelii. Dlaczego? Ponieważ, jak już sugerowałem, Jan czyni Osobę Jezusa, a nie zbiór doktryn, przedmiotem wiary, która przynosi życie wieczne. Zasadniczo stara się on przekonać ludzi, aby uwierzyli w Jezusa w celu swojego wiecznego zbawienia.
Ale właśnie w tym miejscu głoszenie krzyża staje się tak ważne. Dlaczego ludzie powinni zaufać Chrystusowi w kwestii życia wiecznego? Ewangelia daje nam wspaniałą odpowiedź. Powinni to zrobić, ponieważ Jezus odkupił ich zbawienie za cenę Swojej drogocennej krwi. A Bóg przyłożył swoją pieczęć do dzieła krzyża, wskrzeszając Jezusa z martwych. Jak stwierdza Paweł: On „został wydany za nasze grzechy i wstał z martwych dla naszego usprawiedliwienia.” (Rz 4:25).
Głoszenie krzyża znacznie ułatwia proces doprowadzania ludzi do wiary w Syna Bożego.
V. Postępowanie z duszami
W ten sposób dochodzimy do podstawowego zagadnienia, jakim jest prowadzenie ludzi do Chrystusa. W końcu taki jest tytuł tego artykułu i mam na myśli właśnie to, o czym mówi tytuł. Musimy prowadzić ludzi do Chrystusa! Zdobywanie dusz to kwestia prowadzenia ludzi do Osoby, której mogą bezpiecznie powierzyć swoje wieczne przeznaczenie. Nie prowadzimy ich do przesłania, ale do Jezusa Chrystusa jako przedmiotu ich wiary.
Ale częściej mamy raczej trudności z doprowadzeniem ich do Chrystusa, chyba że przeprowadzimy ich przez pełne przesłanie ewangelii. Przesłanie ewangelii jest zazwyczaj drogą, z pomocą której mężczyźni i kobiety dochodzą do zrozumienia, dlaczego mogą całkowicie zaufać Zbawicielowi. Co prawda zaufanie do Chrystusa może nastąpić bez wiedzy o krzyżu, ale częściej to raczej tak nie następuje. Przesłanie krzyża bowiem wyjaśnia Boży sposób zbawienia.
Na bardzo praktycznym poziomie, kiedy mam do czynienia z niezbawioną osobą, zauważam, że jeśli powiem jej, że musi tylko uwierzyć w Chrystusa, to zazwyczaj nie ma to dla niej sensu. Dlaczego to ma być takie łatwe? Dlaczego nie są wymagane uczynki? Dla niezbawionego amerykańskiego umysłu nie brzmi to rozsądnie.
Dlatego uważam, że wyjaśnienie, iż Pan Jezus Chrystus kupił naszą drogę do nieba płacąc za wszystkie nasze grzechy, jest nie tylko przydatne, ale wręcz istotne. W ostatnich latach lubię podkreślać, że zapłacił On za wszystkie grzechy, które kiedykolwiek popełnimy od dnia naszych narodzin do dnia naszej śmierci. Służy to podkreśleniu kompletności dokonanej przez Niego zapłaty. Zazwyczaj dopiero w świetle tak doskonałej zapłaty ludzie mogą dostrzec zasadność zbawienia, które jest całkowicie darmowe.
Mówię ludziom: „Jezus zapłacił za wszystko” i nie ma już nic do zrobienia ani do zapłacenia. Wszystko, co musisz zrobić, to uwierzyć w Niego w celu otrzymania darmowego daru życia wiecznego.
Jedna z moich ulubionych ilustracji brzmi następująco: Jeśli przyjaciel kupił ci Rolls Royce’a i zapłacił za niego w całości, a następnie zaoferował ci go jako darmowy prezent, czy nie poczułby się zraniony, a nawet obrażony, gdybyś nalegał na zapłacenie za niego samemu? W ten sam sposób, jeśli próbujemy uczynić coś lub zapłacić coś, aby pójść do nieba, mimo że Jezus zapłacił za to wszystko, czy nie obrażamy Jego wielkiej ofiary i traktujemy ją tak, jakby była niewystarczająca?
Większość niezbawionych ludzi może zrozumieć ten punkt, nawet jeśli nie uwierzy w jego prawdziwość. Dzieło Zbawiciela na krzyżu staje się więc potężnym argumentem, że należy Mu zaufać w kwestii życia wiecznego.
Poza krzyżem, dla większości współczesnych Amerykanów, oferta zbawienia przez wiarę w Chrystusa po prostu nie ma sensu. Nawet po usłyszeniu przesłania o krzyżu nadal może to nie mieć sensu dla nich. Ale oferując ludziom prawdę ewangelii, dajemy Duchowi Świętemu coś, na podstawie czego może działać w ich sercach. W ostatecznym rozrachunku tylko Duch Boży może usunąć ślepotę ludzkiego serca, aby chwalebne światło ewangelii Chrystusa mogło zaświecić w niezbawionych sercach.
Niemniej jednak, niech to nigdy nie będzie zapomniane: Jeśli ktoś uwierzy w Jezusa jako Tego, który zapewnia jego wieczne przeznaczenie, to ta osoba narodziła się z Boga. Jezus jeszcze nigdy nie zawiódł nikogo, kto zaufał Jego imieniu w celu otrzymania wiecznego zbawienia. I nigdy nie zawiedzie.
Ciąg dalszy w drugiej części.
1Ewangelia Jana 6:43-47: 43 Wtedy Jezus im odpowiedział: Nie szemrajcie między sobą. 44 Nikt nie może przyjść do mnie, jeśli go nie pociągnie mój Ojciec, który mnie posłał. A ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. 45 Napisane jest u Proroków: I wszyscy będą wyuczeni przez Boga. Każdy więc, kto słyszał od Ojca i nauczył się, przychodzi do mnie. 46 Nie jakby ktoś widział Ojca, oprócz tego, który jest od Boga; ten widział Ojca. 47 Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto wierzy we mnie, ma życie wieczne. (UBG)
2Zbawienie poprzez wiarę która widocznie działa: To jest po polsku czasami nazywane „zbawieniem panującego Pana” (po angielsku: Lordship Salvation). W ramach tego poglądu jest nauczane, ażeby zostać zbawionym nie należy jedynie uwierzyć Chrystusowi, w celu otrzymania życia wiecznego, lecz także należy okazywać uległość Jego Panowaniu we własnym życiu. Podczas gdy „zbawienie panującego Pana” zazwyczaj odnosi się do kalwinistów [nie wszystkich], którzy wierzą w zbawienie poprzez wiarę, która działa [„udowodnij”, że je posiadasz], to dotyczy także Arminian, którzy wierzą w zbawienie poprzez wiarę plus uczynki [„utrzymanie” swego zbawienia]. [Definicja dodana przez tłumacza, na podstawie sformułowań w innych artykułach GES]